niedziela, 25 lutego 2018

Koniec rabatów 40% w Orange.

W sumie to podejrzewałem to już od jakiegoś czasu, ale nie miałem pewności. Dlatego wstrzymywałem się z tym wpisem, aby dodatkowo nie zniechęcać Czytelników do domagania się najlepszych możliwych warunków. Teraz to już pewne. O 40%-owych rabatach na abonament, o których po raz pierwszy pisałem już w listopadzie ubiegłego roku, musimy na razie zapomnieć. Czy jeszcze kiedyś wrócą? Zapewne tak, ale nikt nie wie dokładnie kiedy.

Ktoś może zapytać - skąd właściwie mam tę pewność? Przecież operator nie opublikował w tej sprawie oficjalnego komunikatu, a słowom konsultantów na ogół nie można wierzyć?
Od trzech tygodni nie dotarło do mnie ani jedno doniesienie, aby ktokolwiek otrzymał taki rabat. Dodatkowo ostatnio pojawiły się informacje od forumowiczów, którzy zamiast rabatu 40% wynegocjowali rabat 36%, który tak naprawdę jest sumą dwóch rabatów 20% naliczonych na jeden abonament.

Jest to bardzo niecodzienna konstrukcja. Nigdy dotąd nie spotkałem się z taką kombinacją i świadczy to moim zdaniem o dużej pomysłowości niektórych konsultantów.
Plan Standardowy, który bez żadnych rabatów kosztuje 50 zł/m-c, po pierwszym naliczeniu 20% rabatu zostaje obniżony do 40 zł/m-c. Po drugim zastosowaniu rabatu 20% jego cena spada do 32 zł/m-c.
Następnie należy odliczyć standardowe rabaty za e-fakturę i zgody marketingowe (łącznie 10 zł), po których cena ostatecznie spada do 22 zł/m-c. Oczywiście ta wartość może jeszcze zostać zmniejszona o 20 zł w przypadku posiadania większej ilości usług w Orange i wtedy ostatecznie za abonament zapłacimy tylko 2 zł/m-c.

Jest raczej oczywiste, że gdyby konsultanci dysponowali rabatami 40%, to nie proponowaliby takich zakręconych rozwiązań. Ośmielę się nawet zaryzykować twierdzenie, że najwyraźniej istnieje spora rozbieżność w ocenie atrakcyjności oferty Orange pomiędzy pracownikami wyższego szczebla w strukturze korporacji a szeregowymi konsultantami ;-)

Powstaje naturalnie pytanie, czy takie rozwiązanie jest bezpieczne dla użytkowników. Z pierwszych doniesień wynika, że w umowie nie ma wzmianki o podwójnym naliczeniu rabatu 20%. Jest wymieniony promocyjny rabat 20%, ale tylko jeden. Na szczęście jest też podana w umowie ostateczna kwota po rabacie (a przed rabatami za e-fakturę i zgody marketingowe) w wysokości 32 zł/m-c. Można zatem uznać, że jest to zapis wystarczający, aby w razie reklamacji dawał nam mocne argumenty, nawet jeśli nie posiadamy nagrania z rozmowy z konsultantem.

Na koniec popuszczę wodze fantazji ;-) Jeśli możliwe jest dwukrotne naliczenie rabatu 20%, to co stoi na przeszkodzie aby naliczyć go trzykrotnie? :-D Czy zależy to wyłącznie od dobrych chęci konsultanta?
Oczywiście w Planie Standardowym nie miałoby to większego sensu. Odjęcie kolejnych 20% z 32 zł da nam wtedy 25,60 zł/m-c. Od tego należy odjąć 10 zł stałych rabatów (e-faktura i zgody marketingowe) i okaże się, że rabatu za łączenie usług nie ma już od czego odjąć.
Jednak już w Planie Optymalnym wyglądałoby to bardzo interesująco. 60 zł/m-c - 20% =  48 zł/m-c.
Po drugim naliczeniu rabatu otrzymamy już 38,40 zł/m-c, a po trzecim 30,72 zł/m-c.
Od tego należy odliczyć 10 zł stałych rabatów (e-faktura itd.) i ewentualny rabat za łączenie usług, co ostatecznie da nam abonament w wysokości niecałej złotówki.
Czy to w ogóle możliwe? Pewnie tak, ale czy realne?  Czekam na Wasze relacje i komentarze :-)

wtorek, 20 lutego 2018

Nowe taryfy w Plusie.

Na początek streszczenie w jednym zdaniu dla tych, którzy nie lubią czytać ;-)

Nowe taryfy w Plusie nie są do końca złe, ale nie są też na tyle dobre, aby szczególnie się nimi interesować,
a w szczególności nie zmieniło się jedno - ceny telefonów w Plusie są nadal najwyższe na rynku i choć operator stara się to ukryć, rozbijając cenę na 36 rat, to z całą pewnością każdy jeden telefon oferowany przez Plusa kupicie taniej w pobliskim elektromarkecie.

Biorąc pod uwagę powyższe, o nowych taryfach Plusa piszę właściwie tylko z kronikarskiego obowiązku, choć postaram się znaleźć ich nieliczne dobre strony.

Po pierwsze są w miarę proste. Do wyboru mamy tylko 3 abonamenty, a ponieważ żaden z nich nie zawiera w sobie (ukrytej) ceny telefonu, to są one łatwe do porównania z ofertą konkurencji.
Abonamenty nie mają swoich nazw. Ich cena (ze standardowym rabatem za e-fakturę) to 30, 40 i 50 zł/m-c.


W najniższym abonamencie dostaniemy nielimitowane rozmowy, SMS i MMS do wszystkich sieci oraz stosunkowo mały pakiet internetowy - jedynie 2 GB.
To i tak lepiej niż u pozostałych operatorów z wielkiej czwórki, gdzie abonament za 30 zł/m-c nie zawiera nielimitowanych SMS/MMS, a jedynie Play wyróżnia się większym pakietem internetu (5 GB).
Nie zmienia to jednak faktu, że mniejsi operatorzy żądają za to samo znacznie mniej. Nawet Plus posiada w swojej ofercie (submarka Plush) abonament, który oferuje znacznie więcej za niższą cenę, to jest pełny no-limit + 15 GB pakiet internetu za 25 zł/m-c.

Abonament za 40 zł/m-c różni się jedynie tym, że pakiet internetowy powiększono do 4 GB. Nie ma się co nadmiernie rozpisywać - tu także Plus nie ma żadnych plusów.

Abonament za 50 zł/m-c oferuje teoretycznie nielimitowany dostęp do internetu, w praktyce jednak limit istnieje - po przekroczeniu 12 GB włączy nam się "lejek" i prędkość zostanie ograniczona do 1 Mbps.
W tym abonamencie dostaniemy też 120 minut na rozmowy międzynarodowe.
To jest najpoważniejszy wyróżnik nowej oferty Plusa, bowiem inni operatorzy w porównywalnych abonamentach nie oferują rozmów międzynarodowych.

Co ważne w nowych taryfach Plus zachowuje w pełni zasadę RLAH, czyli darmowego roamingu w UE. Podkreślam to, bowiem Play postanowił się z tej zasady wycofać, a właśnie Plusa podejrzewałem najbardziej o to, że może pójść śladami Play.
Plus nie jest bowiem częścią międzynarodowej grupy telekomunikacyjnej (jak Orange i T-Mobile) i ma, zaraz po Play, najniższą ilość własnych nadajników.
Skoro nie wycofali się z darmowego roamingu przy okazji wprowadzenia nowych taryf, to można mieć uzasadnioną nadzieję, że nie wycofają się z niej wcale, a tym samym Play zostanie jedyną "czarną owcą w stadzie".

Osobom przenoszącym numer do Plusa przysługuje możliwość zwolnienia z opłaty (do) 4 pierwszych abonamentów.

Drugą zaletą nowej oferty Plusa jest program rabatowy dla rodzin. Za kolejne karty SIM (do trzech włącznie) dobierane do wybranej oferty możemy płacić połowę abonamentu.

W najniższym abonamencie daje to obniżkę do 15 zł/m-c i takiej obniżki przy tej wysokości abonamentu nie oferuje żaden z dużych konkurentów. Może to być niezłe rozwiązanie dla osób (rodzin), które przez większość dnia korzystają z internetu za pośrednictwem WIFI, a jedynie sporadycznie korzystają z pakietu danych wliczonego w abonament. Warto jednak zauważyć, że dopiero przy grupie liczącej 4 osoby, oferta ta schodzi wyraźnie poniżej 20 zł/m-c/numer, czyli poniżej tego co a2mobile daje już od pierwszego numeru.

W abonamencie za 40 zł/m-c obniżka wyniesie 20 zł i jest to oferta niemal identyczna jak w Planie Standardowym w Orange.

Poważnym minusem oferty jest to, że o dobraniu dodatkowych numerów do grupy rodzinnej w powyższych planach musimy zadecydować już w momencie zakupu pierwszego abonamentu.

W najwyższym abonamencie ta zasada nie obowiązuje. Tu każdy kolejny numer będzie nas kosztował 25 zł/m-c niezależnie od tego, kiedy go dokupimy. Z takim rabatem oferta zaczyna być już konkurencyjna, zwłaszcza jeśli korzystamy z rozmów międzynarodowych.


Trzecią zaletą jest program smartDOM, który umożliwia otrzymanie dodatkowego rabatu w wysokości 10 zł/m-c, ale tylko dla pierwszego numeru, nawet jeśli mamy grupę rodzinną.
SmartDOM był zawsze bardzo skomplikowany, i choć bardzo się starano, żeby go uprościć, to regulamin programu nadal mieści się aż na 5 stronach (poprzednio na 9), a dla porównania regulamin rabatu Orange Open mieścił się na jednej. Dlatego tu sygnalizuję tylko możliwość otrzymania kolejnej zniżki, a wszystkie kruczki programu smartDOM postaram się przedstawić w osobnym wpisie na blogu.

Regulamin oferty.

wtorek, 13 lutego 2018

Na przeczekanie? Czy może na stałe?

Wiele razy pisałem na blogu o ofertach na przeczekanie. Zawsze traktowałem bowiem ofertę prepaid jako ofertę tymczasową, pozwalającą nam przeczekać do pojawienia się dobrej oferty abonamentowej. W obecnej sytuacji przyszedł chyba już czas na zrewidowanie swojego podejścia.
Jaki sens ma dwuletni abonament jeśli nie dostaniemy do niego telefonu za przysłowiową złotówkę?
No dobrze, może nie za złotówkę, bo takich ofert już od dawna nie ma,  ale chociaż w cenie znacząco niższej niż rynkowa?

1. Wygoda?
Rzeczywiście abonament to wygoda. Wystarczy raz w miesiącu zapłacić rachunek i nic więcej nas nie obchodzi. Właściwie każdy współczesny abonament zawiera pakiety nielimitowanych usług, które sprawiają, że nie musimy wiedzieć i pamiętać o tym ile minut/SMS wykorzystujemy, bo tych z pewnością nam nie zabraknie. U większości operatorów nie dotyczy to jednak internetu. Tu wygoda może nas słono kosztować, bowiem dopłata za przekroczenie pakietu wliczonego w abonament zazwyczaj jest nieproporcjonalnie wysoka w stosunku do ceny abonamentu. Innym rozwiązaniem jest znaczne ograniczenie szybkości internetu (tak zwany lejek), ale w tym przypadku trudno już mówić o wygodzie.

Czy rzeczywiście prepaid jest mniej wygodny od abonamentu? Większość zagorzałych zwolenników abonamentów powie pewnie, że tak. "Trzeba pamiętać o doładowaniach, pilnować stanu konta, a niekiedy można nawet stracić numer". Poniekąd kiedyś była to prawda - ale raczej dawno temu.
Od wprowadzenia rocznej ważności konta i odkąd istnieje możliwość uruchomienia w prepaidzie pakietów nielimitowanych usług, wiemy już dokładnie jaką kwotą musimy zasilić swoje konto w każdym miesiącu. Nie istnieje więc potrzeba stałego sprawdzania stanu i ważności konta. Doładowanie konta raz w miesiącu niczym nie różni się od comiesięcznego opłacenia faktury. Obie czynności można jeszcze uprościć aktywując w banku polecenie zapłaty lub stałe zasilenie konta prepaid.

Można nawet powiedzieć, że prepaid jest wygodniejszy, bowiem nie musimy co dwa lata przechodzić magicznych rytuałów związanych z (korzystnym) przedłużaniem umowy.

2. Bezpieczeństwo?

Nie widzę obecnie żadnej przewagi abonamentu w tym zakresie. Biorąc pod uwagę obowiązkową rejestrację kart prepaid, to w przypadku zgubienia, czy kradzieży telefonu mamy taką samą możliwość zablokowania utraconej karty SIM, a nawet prepaid ma tu pewną przewagę, bowiem ewentualne straty związane z nieuprawionym używaniem telefonu przez "znalazcę" są ograniczone do salda środków na karcie.
W przypadku działania wirusów wysyłających SMS-y specjalne, czy też inicjujących połączenia o podwyższonej opłacie przewaga prepaida jest już całkowicie oczywista.

3. Cena?

Nie licząc wyjątkowych okazji, takich jak 40% rabat na abonament "dla wytrwałych" w Orange, czy okresowych promocji w prepaidzie, kiedy przez pewien czas za telefon nie musimy płacić praktycznie wcale, to ceny w obu ofertach są bardzo wyrównane.
Praktycznie standardem jest teraz  przedział 20-25 zł za pakiet nielimitowanych rozmów/SMS do wszystkich sieci i pakiet internetu adekwatny do zastosowań telefonicznych.
Moim zdaniem niewielkie różnice cen (rzędu do 5 zł/m-c) nie powinny być tu czynnikiem decydującym przy wyborze oferty, bowiem istnieją czynniki znacznie ważniejsze.

4. Prestiż?

Trzeba przyznać, że istnieje taka obiegowa opinia, że prepaid jest "dla biedoty i dla dzieci".
Nawet trudno mi to skomentować. Jeśli ktoś od posiadania abonamentu rzeczywiście poczuje się lepiej, to może warto zainwestować też w wizytę u psychologa? :-)

5. Jakość usług?

Tu sprawa jest najtrudniejsza. Istnieje hipoteza, że użytkownicy prepaidów mają przydzielany niższy priorytet w dostępie do nadajników. Oznaczałoby to, że w czasie "przeciążenia" sieci użytkownicy abonamentu będą mogli zadzwonić, a prepaidowcy nie.
Bardzo trudno to zweryfikować. Można wprawdzie przyjąć na wiarę to co piszą w internecie znawcy tematu, ale jak odróżnić prawdziwego znawcę od uzurpatora? Warto też zastanowić się jak często mamy do czynienia z przeciążeniem nadajników.

Do niedawna duże znaczenie mogła mieć tu sprawa roamingu (a konkretnie pakietów wliczonych w abonament), ale obecnie u większości dużych operatorów użytkownicy prepaidów mają takie same prawa (RLAH) jak korzystający z abonamentów.

Niewątpliwie istnieją natomiast pewne usługi, które są świadczone przez operatorów wyłącznie dla klientów abonamentowych. Warto to wziąć pod uwagę jeśli korzystamy (chcemy skorzystać) z takich usług. Jest to bardzo uzależnione od konkretnego operatora, dlatego trudno tu nawet podawać przykłady takich usług (nawigacja, VOIP itp).

6. Elastyczność?

Tu przewaga prepaida jest bezsprzeczna. Ma to duże znaczenie w kontekście ceny. Jeśli wybrany abonament będzie nawet o 20% tańszy niż oferta prepaid, to musimy brać pod uwagę fakt, że wybierając go tracimy szansę na skorzystanie z promocyjnej oferty, która być może pojawi się już za tydzień i będzie o 50% lepsza od tej, którą wybraliśmy.
Może to mieć także bardzo duże znaczenie w przypadku życiowych niespodzianek typu: nieoczekiwany dłuższy wyjazd za granicę, ciężka choroba, czy śmierć, choć to ostatnie to już raczej nie nasz kłopot ;-)

7. Przyzwyczajenie?

To może być czynnik decydujący. Sam jestem przyzwyczajony do abonamentu, więc doskonale to rozumiem.
Kilkakrotnie prognozowałem, że w obliczu utraty klientów operatorzy wkrótce niechybnie wprowadzą ciekawe promocje z telefonami, a jednak (jak na razie) nic z tego nie wyszło.
Może warto więc zmienić przyzwyczajenia?

Ja w każdym razie będę się starał Wam to ułatwić w kolejnych wpisach.

 

Aktualizacja z dnia 14.10.2021

Orange wprowadził ostatnio usługę, która może zachęcić do wypróbowania prepaida wielu z tych, którzy obawiali się do tej pory kłopotów z doładowaniami. Usługa nazywa się po prostu autodoładowanie i działa dokładnie tak jak się nazywa. Po prostu ustalamy wartość środków na koncie, poniżej której nie chcemy schodzić i zawsze wtedy gdy taką wartość osiągniemy, konto zostanie zasilone poprzez obciążenie naszej karty płatniczej. Usługa jest nowa, dlatego nie udało mi się jeszcze znaleźć pułapek, które potencjalnie mogłyby na nas czekać. Więcej informacji od operatora na temat nowej usługi znajdziecie na jego stronie internetowej.

czwartek, 8 lutego 2018

Test bez ryzyka, czyli Xiaomi Redmi Note 5A.

Niska cena chińskich telefonów na ogół wiąże się z jakimś ryzykiem. Tym razem ryzyko jest minimalne.

Po pierwsze Xiaomi to piąty co do wielkości sprzedaży producent smartfonów na świecie. W dodatku z najwyższą dynamiką wzrostu sprzedaży i sporymi szansami na miejsce czwarte już w bieżącym roku.
W czwartym kwartale 2017 roku Xiaomi sprzedało ponad 28 mln sztuk smartfonów. To około dwa razy więcej niż dobrze znana firma Sony sprzedała przez cały rok. Nawet w Orange zaczęli już sprzedawać telefony Xiaomi ;-)
Właściwie doszliśmy już chyba do punktu, w którym można powiedzieć, że jeśli ktoś nie słyszał o tej firmie, to dowodzi to tylko jego ignorancji. :-)

Po drugie telefon, który tym razem będzie testowany pochodzi z oficjalnej polskiej  dystrybucji (ABC Data), co oznacza, że posiada normalną dwuletnią krajową gwarancję i rękojmię.

Po trzecie w sieci można już znaleźć sporo opinii na temat tego telefonu. Opinii, które na ogół są zgodne co do tego, że jest to udany telefon klasy budżetowej.

Jest to zatem okazja do testu dla Czytelników wyjątkowo opornych na uroki chińszczyzny. :-)

Choć telefon ten można kupić w Chinach już od około 80$, to w Polsce telefony z oficjalnej dystrybucji sprzedawane są w cenie od około 400 zł.
Specyfikacja wg. producenta.

Android 7.1
5,5 calowy ekran o rozdzielczości 720x1280
Snapdragon 425 taktowany 1,4 GHz.
2 GB RAM,
16 GB pamięci "ROM", którą można jeszcze rozbudować kartą SD,
2 gniazda na kartę SIM (jedno z nich hybrydowe, czyli musimy wybrać czy włożymy tam drugą kartę SIM czy kartę SD),
bateria 3080 mAh,
pełny zakres pasm LTE, czyli 800/1800/2100/2600
aparat główny o rozdzielczości 13 Mpx,
z przodu aparat 5 Mpx,
port podczerwieni umożliwiający wykorzystanie telefonu w funkcji pilota do TV itp,
tradycyjnie dla "chińczyków" brak NFC

Osobę zainteresowaną testowaniem tego telefonu proszę o zapoznanie się z  warunkami testu, a następnie kontakt na blogowy email: zielony71a@gmail.com
Aby wziąć udział w teście konieczna będzie wpłata kwoty 370 zł, przy czym około 20% tej sumy, czyli 70 zł zostanie przeze mnie zwrócone po opublikowaniu recenzji i jej uzupełnienia po 3 miesiącach użytkowania.

czwartek, 1 lutego 2018

Co można dostać za około 200 zł? Blackview A7 Pro do testów.

Dziś wracam do tematu testów telefonów, który zapoczątkowałem 3 tygodnie temu.

Kiedy słyszymy o nowym telefonie za 200 zł, to niezawodnie pomyślimy, że to musi być straszne g...o. :-)
Czy to w ogóle może działać?

A tymczasem w przypadku chińskich telefonów zazwyczaj to działa! Oczywiście ma swoje wady, bo trudno żeby przy tej cenie ich nie miało, ale bardzo często potrafi nawet pozytywnie zaskoczyć.
Z marką Blackview miałem już okazję się zapoznać, ponieważ jeden z telefonów Blackview prezentowałem na blogu (Blackview A8), a modelu A5 używa mój 8-letni syn. Z mojego doświadczenia wynika, że telefony te są na ogół zadziwiająco dobrze zbudowane, oczywiście biorąc pod uwagę ich cenę. Zaletą jest też czysty Android, w 99,99% w języku polskim.

Telefon sprzedawany jest w Chinach już od 70$. W Polsce można go kupić na Allegro za około 400 zł.
Zobaczmy co możemy dostać za te pieniądze w przypadku telefonu Blackiew A7 Pro.


Specyfikacja wg. producenta:

Android 7.0
5 calowy ekran o rozdzielczości 720x1280
Mediatek 6737 taktowany 1,3 GHz. Nie jest najgorzej, bo za te pieniądze sprzedawane są często telefony z chipami starszych serii Mediatek 65xx. Tak jest na przykład w przypadku bliźniaczego modelu Blackview A7 bez dopisku "Pro". 
2 GB RAM,
16 GB pamięci "ROM", którą można jeszcze rozbudować kartą SD,
2 gniazda na kartę SIM, przy czym dodatkowa karta SD nie zajmuje gniazda karty SIM,
bateria 2800 mAh,
pełny zakres pasm LTE, czyli 800/1800/2100/2600
podwójny aparat główny o rozdzielczości 8 Mpx i 0,3 Mpx. Modny ostatnio podwójny aparat główny to niewątpliwie ewenement w tym przedziale cenowym, jestem bardzo ciekawy czy i jak to działa ;-)
z przodu aparat 5 Mpx,
czytnik linii papilarnych,
brak diody powiadomień,
tradycyjnie dla "chińczyków" brak NFC

Podsumowując to, można tylko dodać, że ze znanych marek zbliżoną specyfikację posiada Nokia 3, która kosztuje 2 razy więcej. Jest może nieco gorzej wyposażona w "bajery", bowiem nie posiada czytnika linii papilarnych, ani podwójnego aparatu.  Ma za to NFC i można przypuszczać, że jej aparat będzie robił mimo wszystko znacznie lepsze zdjęcia.

Telefon został zakupiony na Aliexpress. Czyli praktycznie nie ma gwarancji. Ma za to roczne ubezpieczenie w Allianz, którym objęte są teraz wszystkie telefony sprzedawane na tej platformie. Według mojej aktualnej wiedzy awaria telefonu spowoduje, że trzeba go będzie odesłać do serwisu w Polsce, który raczej na pewno stwierdzi, że naprawa jest nieopłacalna. W zamian zaproponują używany (naprawiany) telefon popularnej marki o zbliżonej wartości.

Osobę zainteresowaną testowaniem tego telefonu proszę o zapoznanie się z  warunkami testu, a następnie kontakt na blogowy email: zielony71a@gmail.com
Aby wziąć udział w teście konieczna będzie wpłata kwoty 250 zł, przy czym 20% tej sumy, czyli 50 zł zostanie przeze mnie zwrócone po opublikowaniu recenzji i jej uzupełnienia po 3 miesiącach użytkowania.

W teście może wziąć udział każdy, ale oczywiście osoby, które sprowadziły już samodzielnie kilka telefonów z Chin raczej nie będą zainteresowane. Z założenia oferta kierowana jest do osób, które chciałyby wypróbować chińskiego smartfona, a nie mają ochoty zagłębiać się we wszystkie zawiłości zakupów w Chinach.

W porównaniu z samodzielnym zakupem telefonu w Chinach widzę następujące korzyści:
1. Brak długiego okresu oczekiwania na dostawę.
2. Brak ryzyka dodatkowych opłat lub anulowania zamówienia.
3. Telefon zostanie wstępnie sprawdzony, czyli nie przyjdzie przysłowiowa "cegła".
4. W przypadku konieczności skorzystania z ubezpieczenia można liczyć na moją pomoc (w sensie doradztwa). Przy czym fakt, że telefon jest testowany na blogu może mieć pewne znaczenie dla sprzedawcy/ubezpieczyciela (choć oczywiście nie musi, bo blog niewielki i w dalekim kraju).
5. Dobry uczynek, czyli możliwość podzielenia się swoim doświadczeniem z innymi. :-)

Jak zawsze nasuwa się pytanie: czy warto kupić taki telefon? Czy nie lepiej dołożyć xxx zł i kupić coś lepszego? Jednak to samo pytanie można zadać w przypadku każdego telefonu, włączając w to flagowce czołowych marek. Porównując to z samochodami, nie każdy może, chce i musi jeździć Mercedesem ;-)  Wielu odpowie, że nie warto, bo 2 GB RAM, bo prawie 2-letni Mediatek... Ja natomiast od prawie 2 lat testuję chiński telefon o nieco gorszej specyfikacji i wiem na pewno, że przy moim sposobie użytkowania (nie używam Snapchatów, Twitterów itp. a Facebooka tylko w wersji Lite) taka wydajność jest w zupełności wystarczająca. Pomimo upływu 2 lat (bez przywracania do ustawień fabrycznych) i 5 pulpitów wypełnionych aplikacjami telefon wciąż jest wystarczająco responsywny, aby nie budzić frustracji.

Telefon może być idealnym rozwiązaniem dla osób, które bardzo często gubią/niszczą telefony. Sądząc po parametrach, będzie on wystarczająco wydajny do podstawowych zadań, a jednocześnie w przypadku jego zgubienia nasz portfel zanadto nie ucierpi.